Don Prometeusz

Dawno, dawno temu…

… zdarzyło się, że Renesans wraz ze swoimi oświeconymi spadkobiercami odnalazł Prometeusza. Przez całe Średniowiecze wisiał przykuty do skał Kaukazu. Bez nadziei ratunku. Wszystko zmieniło się po ponownym odkryciu perspektywy. Wiedza ta, pozwoliła uczonym dokładnie namierzyć miejsce kaźni na podstawie obrazów.

Jeniec był krańcowo wyczerpany. Jego oczy wypaliło słońce, a rana wątroby nie pozwalała w pierwszej fazie rekonwalescencji na przyjmowanie posiłków stałych. Jeszcze kilka tygodni i nieszczęśnik niechybnie by umarł.

Po przebytej hospitalizacji do mieszkania Prometeusza udała się delegacja złożona z autorytetów, pragnąca podziękować mu za dar oświecenia. Celem nadrzędnym tej wizyty było jednak zlecenie bohaterowi nowej misji, być może jeszcze wznioślejszej niż poprzednia. Każdy z delegatów zabrał ze sobą podarunek dla gospodarza.

Leonardo Da Vinci przekazał herosowi mechaniczne, własnoręcznie zaprojektowane i wykonane oczy. Przygotowanie tego cudu techniki zajęło mu wiele lat pracy, efekt był jednak olśniewający. Poza zwykłym widzeniem, można się było przełączyć na tryb noktowizyjny, podczerwieni i ultra HD. Galileusz opracował szczegółowe mapy świata, układu planet i ich topografii. Nietzsche przyniósł Prometeuszowi sens dalszej egzystencji. W imię Humanizmu, nieskończonej miłości do ludzi i zachwytu nad człowieczeństwem jako takim, trzeba było to zrobić. Zabójstwo Boga, do tej pory proklamowane jako idea, po odnalezieniu Prometeusza, wreszcie miało szansę wejść w fazę realizacji. Tak, aby ostatecznie wyzwolić ludzkość spod jakiejkolwiek władzy, nadać jej status ostatecznego drogowskazu moralnego. Nie tylko jeść z drzewa poznania dobra i zła, ale sadzić kolejne, identyczne rośliny. Tak, by owoców starczyło dla wszystkich. Aby urzeczywistnić tę wizję, trzeba było zabić Boga. Już nie wielu, mylących się i niedoskonałych, jacy zamieszkiwali Ziemię za czasów starożytnych, lecz Jedną i Doskonałą Istotę z religii Chrześcijańskiej.

I tylko Cervantes zamiast daru godnego najwspanialszego z bohaterów, przyprowadził ze sobą, jako przyszłego towarzysza przygód Prometeusza, prostaka – Sancho Pansę.

Pierwotny plan był inny. W skład delegacji miał należeć Dante Alligieri, a na przewodnika i powiernika bohatera wybrano Wergiliusza, jednak artysta z Florencji kategorycznie odmówił. Wyśmiał resztę uczonych i wygonił za drzwi. Nazwał maniakami podążającymi za złudzeniem. Pyszałkami. Groził piekłem i milicją. Cóż było robić, trzeba było naprędce skołować zastępstwo i tak padło na biednego Cervantesa.

Niepowodzenie to bardzo pokrzyżowało plany. Nie można było już zwyczajnie wysłać Prometeusza drogą, jaką przed laty podążył Dante przez Piekło, Czyściec, aż do samych bram Raju. Pojawił się problem z dostosowaniem map Galileusza z opisem Boskiej Komedii, ze względu na różne spojrzenie na geografię. Jedyne co pozostało, to pokładać nadzieję, iż taki heros jak Prometeusz jakoś sobie poradzi. Posadzono go na koniu, z głową pełną wzniosłych idei i marzeń. A za nim na starym osiołku poczłapał dzielny, choć nie tak dostojny Sancho Pansa.

Ciąg dalszy być może nastąpi.

Dodaj komentarz